Wena - forum twórców

Forum dla twórców - pisarzy, rysowników, poetów, fanów fantasy, RPG, sztuki i kultury.


  • Index
  •  » Proza
  •  » Wariacje na temat pewnego boga...

#1 2010-01-26 18:26:15

 Wujcio

Pankreator

Skąd: Łódź
Zarejestrowany: 2010-01-24
Posty: 150
Punktów :   

Wariacje na temat pewnego boga...

To jest część opowiadania, które miało stać się większym projektem. Mam nadzieję, że uda mi się wrócić do niego, być może wkrótce to nastąpi. Na razie przekazuję Wam dwa pierwsze "kawałki" mojej opowiastki. Jest to groteska, którą należy traktować z dużym przymrużeniem oka. Miłej lektury.
___________


Wiking otarł ostrze topora. Broń pokryta była zaschniętą krwią i dopiero porządne czyszczenie sprawiło, że dziedzictwo ojców odzyskało dawny połysk. Wąsaty olbrzym rozejrzał się po okolicy.
Kiedy dzioby statków uderzyły o piaszczysty brzeg, wojowników przywitały ogromne połacie zieleni. Wąski pasek plaży ustępował gęstej, zielonej trawie. Gdzieniegdzie wyrastało pojedyncze drzewo.
Tak było trzy dni temu. Teraz, rozległa polana zasłana była dziesiątkami zmasakrowanych ciał. Odcięte kończyny i ludzkie wnętrzności znaczyły krwawymi plamami delikatny szmaragd podłoża.
Trzydniowe starcie zostało wygrane. Ale za jaką cenę?
Ralf wrócił do czyszczenia broni. Jako dowódca jednej z załóg musiał świecić przykładem. Broń i pancerze miały być czyste i lśniące.
Na początku „ekspansji” miał do dyspozycji setkę doborowych wojowników weteranów. Niektórzy z nich służyli jeszcze pod ojcem Ralfa. Teraz zostało ich raptem dwudziestu.
Podobnie było z innymi załogami. Grupę Rudzielca Beskiilde wybito doszczętnie. Część poszła w rozsypkę zostając bez dowódcy. Najmniej ucierpieli żołnierze króla. On sam teraz siedział w namiocie, żłopiąc miód i radując się zwycięstwem. W przeciwieństwie do niego, Ralf nie radował się z pozornej wygranej.
Czerwonoskórzy mogli wrócić w każdej chwili. Wiking zadrżał.
Pamiętał natarcie tych dzikusów. Pamiętał miotane przez nich małe topory, godzące ze śmiertelną precyzją w głowy żołnierzy. On sam zarobił ranę właśnie w ten sposób. Paskudna, zaropiała blizna ciągnęła się wzdłuż podbródka.
Pamiętał też strzały. Ich celność była nieziemska. Zanim dopadli pierwszych wojowników, zginęła połowa oddziału.
Pamiętał szał bitewny czerwonych wojowników.  Ich twarze wykrzywiała radość i nieokreślona, zwierzęca rządza. Nawet nieustraszeni wikingowie nie byli tak waleczni. W pewnym momencie bitwa wydawała się przegrana. Ale, dzięki opiece Odyna i zdrowemu rozsądkowi Ralfa, udało się zdobyć brzeg. Środek pola bitwy znaczyła włócznia króla wbita w ziemię. Ostrze, wzniesione dumnie ku niebu, zdobiła, nabita nań, głowa pokonanego wodza z fantazyjnym pióropuszem na głowie.
Do olbrzyma zbliżył się inny wojownik. W przeciwieństwie do rannego, przybysz był wypoczęty i nietknięty. Kiedy podszedł bliżej, Ralf rozpoznał w nim Jodyego, królewskiego przydupasa.
- Pozdrawiam cię, o szlachetny Ralfie Othersonie. – skłonił się w pas przybysz. Był o połowę niższy od Ralfa i dwa razy węższy w barach. Miał długie, tłuste blond włosy i krótkie wąsy. Cały strój aż kipiał od zdobień. Głos miał nieprzyjemny, piskliwy.
Wojownik odłożył topór i odpowiedział na ukłon. Rana na twarzy zapiekła boleśnie.
- Bądź pozdrowiony Jody, królewski... doradco. – dodał, kryjąc pod sumiastymi wąsami pogardliwy uśmiech – Co sprowadza takiego dostojnika do skromnego żołnierza.
- Królewskie rozkazy. – ton Jodyego pozostawał przyjacielski i miły – Nasz władca prosi cię panie, byś rozstawił czujki. Mimo naszego wielkiego zwycięstwa cały czas istnieje możliwość powrotu tych demonów. Niech broni nas Thor! – dodał, patrząc w niebo.
Ralf podniósł się. Górował nad znienawidzonym lizusem. Mógł jego pomarszczony łeb zgnieść w jednej dłoni.
- Moi ludzie są zmęczeni, Jody. – celowo nie dodał pochlebnego tytułu. Zauważył, że usta chudzielca zacisnęły się, tworząc niemal poziomą kreskę.
- Rozkaz wydał sam król. Ale jeżeli uważasz się za silniejszego od naszego władcy... – nie dokończył. W dłoniach olbrzyma pojawił się topór. Ostrze przecięło powietrze. Niebezpiecznie blisko gardła królewskiego pachołka.
- Od króla nie, ale od ciebie jak najbardziej. – rzekł, odchodząc. Kątem oka ujrzał spluwającego Jodyego. Na jego wychudłej twarzy pojawiły się krople potu. Przestraszył się olbrzyma. Widok ten ucieszył  Ralfa, poprawiając mu humor. Mógł teraz iść do medyka. Zagwizdał.
Na ramieniu olbrzyma pojawił się ogromny kruk. Dziób miał zakrwawiony, wystawał zeń kawałek mięsa.
- Gdzie byłeś, co? Najadłeś się?
Zwierzę odpowiedziało mu inteligentnym spojrzeniem wyjątkowych, zielonych oczu...
___
Thor prychnął. Po trzonku jego bojowego młota przebiegły małe wyładowania elektryczne. Długa, zmierzwiona broda i sumiaste wąsy zasłaniały całkowicie dół kanciastej twarzy boga. Siedzący obok Odyn spojrzał na syna z niesmakiem. Jego równo przycięta, szpakowata broda, kontrastowała z błękitem jej oczu.
- Co ci się w tym planie nie podoba? – zapytał król Asów, poprawiając swój hełm. Musiał się przecież dumnie prezentować.
- Nie podoba mi się, że wybrańca bogów pilnuje Loki. – porywczy Thor spojrzał się spode łba na żrącego w kącie bożka kłamstwa. Po jego podbródku spływał tłuszcz zmieszany z winem – Jemu nie można ufać.
- To prawda! – poparł go Frey, poprawiając pierścienie na palcach –Uważam, że ja się lepiej nadaję do tej roboty.
- Nie twierdzę, że tak nie jest... – zaczął Odyn, ale przerwało mu głośne beknięcie. Bóg kłamstwa skończył posiłek. Król spojrzał na niego z mieszaniną odrazy i niesmaku.
Był to średniego wzrostu, potężnej postury i pogodnego usposobienia. Bystre zielone oczy spoczęły na Freyu. Dłoń otarła utłuszczone usta. Prosty nos i układ twarzy upodobniały starego Lokiego do lisa.
Pewne cechy charakteru również.
- Wybaczcie, że przerwałem rodzinną pogawędkę – rzucił, wstając od stołu. Jego ubranie składało się z czarnych spodni, prostych butów i lnianej koszuli – ale, moi drodzy bogowie, gówno mnie obchodzi wasze zdanie. Stary Oddie – tu zwrócił się do oburzonego Odyna – wie, że tylko ja mogę pilnować tego tępego osiłka.
- Niby dlaczego? – Frey nie zamierzał dać za wygraną. Jego ruda broda zapleciona w ciasne warkoczyki, ozdobiona była mnóstwem kości.
- Bo tylko ja, rudy tępaku, jestem zmiennokształtny. – zanim skończył zdanie, bóg kłamstwa zmienił się w ponętną Freyę. Od niechcenia zaczął bawić się kosmkiem włosów.
Thor prychnął. Po raz kolejny.
- Co z tego? Wikingowie bab nie biorą na swoje łodzie.
Loki zaśmiał się perliście. Znów począł się zmieniać. Przed bogami stał teraz lis. Bystrymi, zielonymi oczami spoglądał na milczącego boga piorunów. Ten krytycznie ocenił „dzieło”.
- Co ci po lisie? Czapkę sobie z ciebie zrobi?
- Trudno ci dogodzić, co? – lis odpowiedział głosem jak najbardziej ludzkim. Albo raczej boskim.
– Masz i nie wydziwiaj. – mruknął od niechcenia. Sekundę później już latał po sali, przemieniony w kruka. Odyn pokiwał głową.
- Cała mistyfikacja polega na tym, że Loki ma się nie rzucać w oczy. Asowie nie mają prawa wtrącać się do życia zwykłych śmiertelników.
Kruk usiadł na hełmie króla bogów. Ten zmiął w ustach przekleństwo.
- Moje zadanie polega na pilnowaniu Ralfa, żeby ten nie stracił życia, tak? Zgodnie z przepowiednią ma on za zadanie przejąć tron, tak?
Frey pokiwał głową. To on w końcu odkrył powiązania między Thorem, a Ralfem.
- Zgodnie z przepowiednią, Ralf ma być tym „legendarnym” władcą wikingów. Ma przywrócić dawną świetność rasy naszych wyznawców, by...
- ... znów szerzyli strach i zniszczenie po całym świecie. – dokończył kruk. Potem pokręcił główką – Co z was za bogowie... Thor mógłby rozpętać burzę i sprawić, że ten stary zgred zginie na morzu. Oddie potem mógłby wymóc na reszcie, żeby w końcu wybrali naszego faworyta. Niestety, wy wolicie grać według zasad Losu. – dodał, rozpościerając skrzydła i majestatycznie startując. Zaczął krążyć nad głową Frey’a. Rudobrody obserwował go uważnie. Odyn podrapał się po brodzie.
- Loki, twoje zadanie polega na ochronie. W razie czego, możesz użyć wszelkich możliwych środków, ale pod żadnym pozorem nie ujawnisz się żadnemu z wojowników w swojej prawdziwej postaci. Twoje zadanie będzie skończone, kiedy Ralf odpłynie z tego przeklętego lądu.
- Dobra jest. – rzucił i zniknął. Po chwili ciszy, Frey ryknął.
- LOKI! |
- Co się stało? – Thor wzniósł broń nad głowę.
- Narobił mi na głowę! Zabiję tego... – przekleństwa zginęły w huku, jakie zrobiły połączone śmiechy dwóch pozostałych bogów.
____

Stary król siedział na drewnianym tronie. Jego ogromny brzuch wylewał się przez oparcie siedziska, ale ten nie przejmował się. W końcu, czy roślina może się czymś przejmować? Ślepy, niemowa, a do tego z umysłem kilkumiesięcznego dziecka. O tak, taki władca robił wrażenie.  Piorunujące.
Wokół niego zebrała się Rada. Jody dumnie zasiadał po prawicy niedołężnego starca. Prócz niego, Rada obejmowała Gruffa – starego marynarza, odrobinę szalonego dziadka, oraz syna Jody’ego,  Vola. O tym pojawiały się nieprawdopodobne historie. Piękniś zakuty w zbroję. Wysztafirowany laluś, dzieweczka z wąsami. Jako jedyny kąpał się codziennie, do jedzenia używał szpikulca i noża. Krążyły plotki, że utrzymuje znacznie bliższe kontakty z członkami załogi. I jak tu się nie czuć silniejszym od tych pieprzonych popaprańców?
Ralf wypuścił kruka przed wejściem do namiotu. Zwierzę okrążyło ów skromny „pałac” i wylądowało po jego drugiej stronie. Kiedy tylko postawił stopy na ziemi, pióra opadły, a zamiast kruka na ziemi stał, sporych rozmiarów, wilk.  Zwierzę zaczęło czołgać się pod płachtą namiotu. Kiedy znalazło się w środku, podeszło do króla i położyło swój kosmaty łeb  na jego kolanach. Władca pozostawał niewzruszony. W końcu nawet tego nie odczuł.
Dowódcy pozdrowili zebranych lakonicznym powitaniem.  Zasiedli na ziemi, tworząc półkole, wokół podwyższenia. Pierwszy zabrał głos Jody.
- W obliczu zwycięstwa, okupionego ogromną klęską, nasz władca, wspólnie z radą, zdecydował,
że nie możemy odpuszczać. Nasza decyzja jest nieodwołalna. Idziemy w głąb kraju! – ostatnie słowa poparł tryumfalnym podniesieniem pięści. Rozległy się nieliczne brawa.
Ralf nie zobaczył, jak ów tajemniczy wilk, słysząc słowa Jody’ego, podnosi głowę. Nie zwrócił także uwagi, kiedy zwierzę wyszło z namiotu. Miał ważniejsze sprawy.
Tymczasem, ów wilk opuścił obóz i popędził w las. Mijając liczne drzewa iglaste zaczął się zmieniać.
Po kilku sekundach zamiast wilka, po suchych gałęziach biegł dorosły mężczyzna. Loki w swojej prawdziwej postaci. Dobiegł do rozłożystego dębu i tam się zatrzymał.
- Odynie! – ryknął.
Po chwili, z grubego pnia wyłoniła się postać króla bogów. Nie cała. Dolna część korpusu była brązowa, stapiała się z korą. Umięśniony tors boga był nagi.
- Loki... – rzucił boski władca, łapiąc się za głowę – Musisz się tak wydzierać? O co ci chodzi?
- Ta kretyńska rada postanowiła udać się w stronę wiosek... Nie wrócą – Loki usiadł na ziemi.
- No to musisz coś zrobić, żeby zmienili zdanie... Nastrasz ich trochę... – Odyn uśmiechnął się z politowaniem.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – bóg kłamstwa wstał z miejsca. Skradający się obok lis, czmychnął natychmiast. Odyn pokręcił głową.
- Ty jesteś bogiem kłamstwa, nie ja! – rzucił. Jego ciało zaczęło rozpływać się po korze. W końcu, tylko nos wystawał poza chropowatą powierzchnię drzewa.
- Czego oni się najbardziej boją? – rzucił Odyn. Po chwili ciszy dodał – Zawołaj swojego synka.
- Fenrir! – rzucił Loki, uderzając się dłonią w czoło.
- Ano Fenrir... – powiedział Odyn – Bawcie się dobrze. – rzekł na koniec. Potem zniknął.
- Ty stary pierdzielcu... Dobrze to wymyśliłeś. A więc, niech będzie... – Loki wstał, odszedł kawałek dalej i kucnął. Przypadkowo urwaną gałęzią zaczął kreślić jakieś niezrozumiałe znaki na ziemi. Kiedy skończył, odrzucił patyk. W jego dłoni błysnął nóż.
- Chodź synek... – mruknął do siebie, a potem rozciął kciuk. Kilka kropel upadło na owe znaki.
Ziemia się zatrzęsła i rozstąpiła przed nogami boga.
Najpierw, z owego dołu, wyłonił się kosmaty pysk. Rzędy żółtych zębów  znikały i pojawiały się, kiedy potwór otwierał i zamykał pysk. Potem wyszła reszta ogromnego, kilkunastometrowego cielska. Brunatne futro znaczyły liczne blizny. Wilczur Fenrir stanął przed swoim ojcem i zawył.
- Witaj synku... – rzucił Loki, drapiąc potwora za trójkątnym uchem, jakby nigdy nic. Zwierzę potulnie polizało ojca po twarzy.
- Mamy robotę synek. Trzeba nastraszyć kilku takich... Naszych... – plan został ułożony przez Lokiego na bieżąco. Kiedy już skończył, uśmiechnął się do wilka.
- Poczekaj, popędzimy obydwaj. – powiedział i zaczął przemianę.  Sekundę później, Fenrir stał obok równie dużego, ale śnieżnobiałego, wiczura.
- Za mną! – warknął. Dwa wilki ruszyły w las...


http://img502.imageshack.us/img502/3477/wujcio2sygnaturka.jpg

Offline

 
  • Index
  •  » Proza
  •  » Wariacje na temat pewnego boga...

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plGdańsk wakacje zaproszenia-na-komunie-swieta.eu materace janpol