Formularz zgłoszeniowy:
[color=red][b]Imię: [/b][/color] [color=red][b]Rasa: [/b][/color] [color=red][b]Majątek: [/b][/color] [list][li]15 orenów,[/li] [li]1 rzecz, [/li][li]2 rzecz, [/li][li]3 rzecz, [/li][li]4 rzecz.[/li][/list] [color=red][b]Życiorys: [/b][/color] [color=red][b]Umiejętności: [/b][/color] [list][li]1 skill, [/li][li]2 skill. [/li][/list]
Przykładowe zgłoszenie:
Imię: Gunter Craggs
Rasa: Człowiek
Majątek:
Życiorys: Gunter Craggs został sierotą w wieku 5 lat. Został przygarnięty przez wędrownego barda i pieśniarza. Wraz z nim wędrował od miasta do miasta; jego opiekun śpiewał, a on zbierał od widzów pieniądze. Gdy wspólnie byli w Wyzimie, pieśniarz zmarł na tyfus, a Gunter, mając 16 lat, pozostał sam w wielkim mieście. Radził sobie jednak wcale dobrze - nauczył się żyć na ulicy, wyjmować sakiewki z kieszeni nierozważnych przechodniów; czasem kradł ze straganów chleb, owoce. Dzięki biegłości w walce na noże i pięści, zademonstrowanej przy kilku okazjach, szybko nauczył pospolitych rzezimieszków, że lepiej nie wchodzić mu w drogę. Nieraz wykazywał się wielkim sprytem i spostrzegawczością. Czasem pobierał zlecenia od nieufnych żon, polegające na śledzeniu niewiernych mężów. Będąc członkiem wyzimskiego półświatka, Gunter mógł z łatwością wtopić się w tłum. Zarobione pieniądze od razu przepuszczał w gospodzie, pijąc na umór piwo i wino. Obecnie ma 22 lata.
Umiejętności:
Offline
Imię: Nikarei
Rasa: Elf
Majątek:
Życiorys: Nikarei został porzucony przez pobratymców kilkadziesiąt lat temu. Przygarnął go mag pustelnik z Lyrii. Był on dobrym "ojcem". Nauczył Nikarei'a historii elfów, Królestw Północy, geografii, czytania, pisania i umiejętności przeżycia w samotności, a także podstawowych wartości życiowych jak honor, duma, itp. Czarodziej próbował przekazać mu tajniki magii, lecz elf nie miał do tego zacięcia. Zdołał opanować tylko kilka wiedźmińskich znaków. Mag przekazał mu piękny sztylet z rękojeścią z kości słoniowej - jedyną pamiątkę po "ojcu". Nikarei nie dowiedział się w jaki sposób zginął. Pewnego dnia wyszedł z chatki i nie wrócił. Elf udał się w wędrówkę. Trafił do Vengerbergu, gdzie szybko uzupełnił lukę w naukach pustelnika - niechęć do nieludzi. Pierwotnie pracował w tamtejszej Gildii Łowców, a potem - po śmierci Mistrza i jego zastąpieniu przez rasistę - zaczął żyć na ulicy. Nauczył się okradać nieostrożnych przechodniów, włamywania, otwierania kuferków i szybkiej ucieczki, w razie wykrycia. Z reguły brał tylko to, co było mu potrzebne. Owoce, chleb i inną żywność z kramów, sakiewki klientów, itp. Rzadko korzystał z umiejętności włamywania, a jeszcze rzadziej coś kradł poza jedzeniem, butelkami dobrego alkoholu, zielem do palenia, itp. Raz skusił się na błyskotkę - wyjątkowo piękny pierścień z rubinem - który chciał kiedyś wykorzystać, aby zacząć nowe, lepsze życie. Na ulicy nauczył się walki na pięści i noże, a także sztuki rzucania tymi drugimi. Bratał się z bezpańskimi psami. Lubił spędzać z nimi czas, "rozmawiać", itp. Ceni zwierzęta ponad ludzi. Po kilku latach życia w Vengerbergu, udał się stąd do Alderbergu, skąd po krótkim czasie wyruszył przez Carreas, do Wyzimy.
Nikarei ma kruczoczarne włosy, przycięte dość krótko jak na elfa i (co dziwne) błękitne oczy. Jest wysoki, szczupły, co nie znaczy, że słaby. Ma dobry refleks, potrafi szybko biegać, wspinać się, a upadki z wysoka (w granicach rozsądku) nie robią mu większych szkód. Lubi tytoń i mocny alkohol. Rzadko się upija, bo wie czym to grozi, zwłaszcza elfowi. Nie pamięta nazwiska. Zwykł mawiać na siebie Cień. Ma 77 lat.
Umiejętności:
PS. Wybaczcie, za podobną do Waszej historię, ale już długo szukałem gry RPG stworzonej nie przez dzieci neo i planowałem zagrać właśnie kimś takim. I pytanie: po ile lat żyły u Sapkowskiego elfy i między jakimi latami znajduje się okres "młodego elfa"? Przepraszam, ale nie jestem jakimś zapalonym fanem Wiedźmina, choć saga bardzo przypadła mi do gustu.
Dziękujemy za pochwałę :-) Mam nadzieję że spełnimy pokładane w nas nadzieje Co do historii - zgrabna, ładna postać elfa. Chociaż ciężko będzie takową grać - bo może ona żyć tylko z kradzieży. Jak pojawi się Wujcio to pomyślimy nad 3 skillem, bo IMO zapracowałeś na niego (i przyda się jakaś alternatywa dla innego zawodu . Zastanawiam się tylko, jakie był te wartości życiowe, ten honor i duma, które przekazał Nikarei ów czarodziej, skoro ten skończył jako złodziejaszek z ulicy
Pzdr, Problem
Proponuję coś z kategorii "rzut nożem", bądź "walka sztyletem".
Cóż, skoro są dwa, tedy niech gracz sam wybierze
Cóż. Zapomniałem dodać w historii wzmianki "[...]po śmierci Mistrza i jego zastąpieniu przez rasistę - zapomniał o wszystkich wartościach życiowych, jakie przekazał mu przybrany ojciec i zaczął żyć na ulicy. Choć, gdyby spotkał tolerancyjnych ludzi, którzy pamiętaliby kto był pierwszy na tej ziemi, zapewne chciałby im się w jakiś sposób przydać." Tak by było dobrze. Co do skilla to dziękuję za trzeciego i za możliwość wyboru. Raczej walka sztyletem, bo rzucania, to zawsze mogę się nauczyć w lesie, rzucając do drzewa . A pracować mogę też jako łowca w sumie. Pracował kiedyś, więc nie jest bezmózgiem. Wie jak się posługiwać łukiem, itp. Ew. nie umie rozpoznawać dokłądnie roślin, skórować, robić zasadzek, itp. Pójdzie na kilkanaście polowań i załapie (nie chodzi mi tu o skill of course) No i ile mogę mieć lat elfem tak, żeby to odpowiadało mniej-więcej 21 lat ludzkich, hmm?
Tak więc witamy wśród graczy A questa złodziejskiego już ja się postaram poprowadzić x)
Z tego co wiem, to młodzież do 50 lat elfich jest traktowana jak smarki, więc myślę, że koło 70 - 80 lat powinno odpowiadać
No to 77 lat i jacha
Ostatnio edytowany przez miki777 (2010-02-07 14:14:21)
Offline
Imię: Majek
Rasa: Elf
Majątek:
Życiorys: Majek urodził się w biednej dzielnicy Wyzimy. Jego rodzice już od najmłodszych lat wpajali mu, że jego jedyną szansą na normalne życie, jest współżycie z ludźmi. Gdy Majek miał zaledwie 8 lat, był świadkiem morderstwa swoich rodziców. Podczas wieczornego powrotu do domu jego matkę zaczepiło dwóch pijanych strażników, którym najwidoczniej po służbie zamarzyło się towarzystwo pięknej elfki. Ojciec Majka, choć zazwyczaj spokojny, nie potrafił zachować w tej sytuacji zimnej krwi. Został przebity mieczem, gdy tylko zbliżył się o krok do „stróżów prawa”. Jeszcze zanim trup upadł na ziemie, strażnicy zdzierali już giezło z matki Majka. Majek oglądał to przez okno, łkając w najdalszym kącie małej izdebki. Uciekł z miasta następnego dnia, gdy ciała jego rodziców wciąż leżały jeszcze na uliczce przed domem, w kałuży zaschniętej krwi. Od tego czasu jego domem jest las, a towarzyszami niedoli zwierzęta i rośliny.
Dziś Majek ma 58 lat. Jest wysoki nawet jak na elfa. Najłatwiej rozpoznać go po jego oczach, niemal idealnie czarnych, oraz jasnobrązowych włosach. Od czasu morderstwa rodziców, Majek nie ufa ludziom i woli ich unikać. Zdaje sobie jednak sprawę, że dzisiejszy świat nie pozostawia mu wyboru i zmusza go do współżycia z ludźmi.
Umiejętności:
Sapkowski nie napisał chyba dokładnie ile żyją elfy, było gdzieś tylko wspomniane, że żyją tak długo, że dla ludzi są niemal nieśmiertelne.
Drugie podanie i druga postać elfa. Widzę, że chyba Gildia Łowców nie będzie miała na co narzekać, jeśli chodzi o ilość pracowników. Historia zwięzła i trochę przypominająca tą znaną z Batmana x) Dodaję do graczy, a nad trzecim skillem zastanowimy się razem z Wujkiem. I najważniejsze: JEDNA BROŃ! Musisz zaproponować coś innego w to miejsce.
Pzdr, Problem
Proponuję "znajomość roślin i zwierząt"
I ja zatwierdzam. Proszę tylko o zmianę ekwipunku (JEDNA broń) i wprowadzę korektę do KP. Panowie są już na liście graczy i mogą pisać pełnoprawne posty w Grze
Broń poprawiona, wiek też.
Ostatnio edytowany przez Majek (2010-02-04 18:18:43)
Offline
Imię: Keltan Fros
Rasa: Człowiek
Majątek:
A jeśli będziecie tak mili i przyznacie mi 3 skilla, to poprosiłbym o łowiectwo. A jeśli trzeba doprecyzować - to o skradanie.
Pozdrawiam .
Cóżmogę powiedzieć? Świetne podanie, które w pełni zasługuje na trzecią umiejętność to wybraną przez Gracza Cieszę się, że będziemy mieli tak barwną postać w naszym świecie. Witamy w Grze!
Pzdr, Problem
Ostatnio edytowany przez Keltan (2010-02-05 20:47:23)
Offline
Imię: Albarte Kreft
Rasa: Człowiek
Majątek:
Problem wrzuci swoje poprawki, ale ja się doczepię do jednej rzeczy. Wszystko fajnie i spoko, ale dosyć ogólnikowo opisałeś owe "morza". Rozumiem, że prawdopodobnie ten bohater jest ze Skellige ?
Skellige to są te wyspy, na których żyją prawie sami żeglarze? Jeśli tak, to oczywiście
Hmm... Odrobinę za krótko, żeby przyznać trzeci skill. Bądź co bądź witamy w naszej rodzinie I zapraszamy do Gry!
Pzdr, Problem
Will Turner
Offline
Imię: Azaghal Grauler
Rasa: Człowiek
Majątek:
Wiem że nędzna jak zwykle ale śpiący jestem i obecnie jestem poddany lisowczofilii i już.
Aj, aj... Krótko, z dużą ilością błędów. Staraj się pisać trochę krótsze zdania albo chociaż przecinki wstawiać, bo inaczej robi się z tego długi potok słów, z których niewiele można zrozumieć. Do Gry będziesz pryjęty, lecz na trzeciego skilla trzeba by odrobinę bardziej zapracować. Czekamy jeszcze na opinię Wujcia.
Ja jak zwykle zgadzam się z Problemem. Czytałem podanie z rosnącym rozczarowaniem, zwłaszcza, że znam Twój styl pisania z Twierdzy... No cóż, w porównaniu z Keltanem, słabo...
Ostatnio edytowany przez rokosz (2010-02-07 14:12:21)
Offline
Imię: Eg z rodu Zampyl
Rasa: Gnom
Majątek:
Oczywiście przyjęty Podanie bardzo ładne, wręcz idealne (widać zacięcie pisarskie ) ale zgodnie z umową: dwa skille i większy ekwipunek, zamiast trzeciej umiejętności. Tak po przeczytaniu zastanawiam się tylko, czy litery mogą się "mozolnie" pojawiać
Wreszcie jakiś rzemieślnik!
Ostatnio edytowany przez Wujcio (2010-02-11 21:23:22)
Offline
Imię: Ortion z Murviel
Rasa: człowiek
Majątek:
Umiejętności:
Życiorys:
Ortion, jak sam raczy się tytułować, pochodzi z uroczego miasta Murviel, w Redanii. Urodził się jako drugie dziecko, a zarazem młodszy syn Arcturusa – najemnego ochroniarza jednego z redańskich baronów. Ojciec, wychowany w chłopskiej rodzinie, przestrzegał jednej zasady: „Nie kocha syna, kto pasa żałuje” . Chłopak od najmłodszych lat odbierał surowe wychowanie, będąc przyuczanym do późniejszego zawodu.
Rodzina mieszkała w majątku ziemskim owego barona, więc może wydawać się, że Arcturus i jego rodzina opływali w luksusy. Tak jednak nie było. Żaden z synów najemnika zwanego „Krogulcem” nie zagrzał miejsca w zamku dłużej niż na miesiąc. Po ustabilizowaniu się sytuacji wewnętrznej państwa, najemni ochroniarze nie mieli za wiele do roboty. Krogulec poświęcał więc czas swoim synom.
Starszy o siedem lat, Cotyall, był niezrównanym łucznikiem. W wieku lat czternastu stał się nieodłącznym towarzyszem barona. Bezdzietny starzec lubił obu chłopców, jednak to brat Ortiona przypominał mu utraconego syna. Powoli, ale nieubłaganie, pierworodny syn zaczął przejmować obowiązki Arcturusa. Ten skupiał się więc całkowicie na wychowaniu swego drugiego podrostka.
Siedmiolatek był niezwykle rezolutny. Wypełniał coraz trudniejsze zadania, którym niegdyś nie mógł sprostać sam Cotyall. Krogulec mógł być dumny z syna.
W międzyczasie narodziło się ostatnie dziecię rodziny najemników – córeczka Nari. Z miejsca podbiło serca wszystkich domowników, a swojego prawdziwego opiekuna znalazła właśnie w osobie Ortiona.
Zdarzyło się tak, że podczas pewnej, niezwykle mroźnej zimy, Arcturus i Cotyall musieli eskortować barona i jego małżonkę do stolicy Temerii – Wyzimy. Jako, że był jeszcze podlotkiem, dwunastoletni Ortion pozostał w domu z matką i swoją siostrzyczką. By umilić sobie czas samotności, razem z miejscowym sztukmistrzem zaczął studiować naukę czytania i pisania. Kontynuował tą naukę w każdej wolnej chwili. Ów sztukmistrz musiał być kimś w rodzaju niespełnionego czarodzieja, ponieważ umiał naprawdę niezłe sztuczki. Będąc już starszym, Ortion nauczył się od niego przydatnych wiedźmińskich znaków oraz podstawowego rozróżniania i rozumienia runów Starszej Mowy.
Studiując zapiski, zaczął interesować się swoim rodowodem. Po wielogodzinnych, nieudanych badaniach, z przykrością, musiał przyznać, że jego dziad i pradziad, mimo służby wojskowej, nie odznaczyli się czymś szczególnym. Ojciec wspominał coś, że jego prababka podobno była elfką, dlatego Ortion ma taki kształt oczu jaki ma. Zabronił mu jednak zajmować się „ pierdołami” i wracać do porządnej roboty.
Czas płynął mu na mieszaninie zajęć przygotowujących do pracy najemnika i konspiracyjnych studiów. Ta nauka trwała do siedemnastych urodzin. Wtedy to, ojciec włączył syna w poczet towarzyszący baronowi w drodze do Oxenfurtu.
Traf chciał, że podczas tej wyprawy zostali napadnięci. Nikt nie zginął, ale hałastra, złożona z ludzi i krasnoludów, dała się porządnie we znaki rodzinie najemników. Ortion, podczas pierwszego pojedynku, zarobił od pokurcznego, brodatego przeciwnika długą ranę, ciągnącą się od barku aż do nadgarstka. Tylko w porę rzucony znak Quen pozwolił przeżyć chłopakowi. Naraził się jednak na docinki ze strony bardziej doświadczonych najemników.
Szybko jednak wylizał się ze swoich ran, a kolejne siedem lat poświęcił na doskonaleniu umiejętności władania mieczem. Dalej wypełniał zadania, wyręczając, starzejącego się, ojca.
Rok później, baron znów musiał udać się do Wyzimy. Cały klan najemników ruszył z nim. Młodzienieć w życiu nie widział podobnego miasta. Różniło się ono znacznie od widzianych do tej pory aglomeracji. Poprosił barona i ojca o urlop. O ile pan ziemski nie miał nic przeciwko temu, to Krogulec wyrażał pewne obiekcje. Ostatecznie, Arcturus zgodził się, by syn zażył trochę wolności i poszedł własną drogą…
Wygląd:
Ortion jest wysokim, barczystym blondynem. Jego włosy są zadbane i krótko obcięte. Oczy są delikatnie zaokrąglone, co wskazuje na odrobinę domieszki krwi elfiej.
Prócz owej blizny, zwykle ukrytej pod ubraniem, która nie wpływa na sopsób poruszania się, najemnik nie ma żadnych znaków szczególnych.
Usposobienie:
Ortion jest otwarty, wesoły i kulturalny. Nie trawi jedynie krasnoludów, co jest zrozumiałe, dla każdego, kto przeczytał jego biografię.
Podanie oczywiście zaakceptowane. Historia postaci obszerna, długa, acz - nie powiem - trochę zawiła, przez co parę razy pogubiłem sie w faktach. Co do trzeciego skilla będę musiał porozumieć się z Wujciem.
Pzdr, Problem
Problem, ja bym mu dał coś w stylu "odporności"
Ostatnio edytowany przez Ortion (2010-02-14 10:22:42)
Offline
Imię: Kristoph z Ybbish
Rasa: Człowiek
Majątek:
Życiorys: Na świat przyszedł w Letnią Równonoc pośród gwaru hulających Ybbishan i spazmatycznych wrzasków swojej matki jako 12. dziecko.
Mając 5 lat za sprawą nieumiejętnie rzuconego znaku podpalił stodołę. Obyło się bez ofiar. Sam zainteresowany uszedł z miejsca wypadku bez szwanku, lecz ,jako że był niewypowiedzianie wrażliwy, zrozpaczony skutkami swojego działania. Po chwili zwątpienia spróbował rzucić znak raz jeszcze. I tym razem magiczna sztuka nie do końca się udała-zamiast ogniotwórczego Igni, Babolek (jak zwykła go nazywać babka) rzucił na siebie Aksji.
Warto dodać, iż mimo rewelacji sąsiadów (twierdzili jakoby jego prababka była gnomem-wiedźminem) Kristoph utrzymuje, że znaki rzucać potrafi od urodzenia (a matka matki jego matki była temerską prząśniczką).
Oszołomiony wsiadł na wóz kupca z Burdorff, którym to dostał się do Mariboru. Tam został przygarniety przez pogodnie usposobione małżeństwo. Pod ich opieką prowadził dość stateczne życie; nieomal dwukrotnie zmienił stan cywilny i prawie wstąpił do klasztoru.
Gdy ta stabilizacja sprzykrzyła mu się całkowicie postanowił zostać żakiem. W tym celu wyjechał do Oxenfurtu. Przez pół roku był studentem tamtejszego Uniwersytetu. Po rzuceniu szkoły (Kristoph konsekwentnie utrzymuje, że to on zrezygnował z kariery akademickiej) próbował swoich sił jako konferansjer, aktor i trubadur, bez większych jednak sukcesów. Gdy i temu dał spokój postanowił opuścić miasto. Spełnienie tego zamiaru zajęło mu trzy lata. Główną przyczyną opieszałości była obecność lokalu Pod Pączkiem Róży, w którym to Ybbishanin często przebywał. Wskutek refleksji, jakie naszły go podczas jednej z wizyt (zdaje się, że nie bez wpływu była lektura "Pół wieku poezji") przeżył załamanie światopoglądu, co poskutkowało gruntowną przebudową jego systemu wartości. Rzucił pełną wygód egzystencję byłego studenta zastępując ją niepewnym żywotem samozwańczego zbawiciela wszystkich ciemiężonych. Od tamtego czasu znany ze swej odwagi. To ona stanowi motor napędowy jego, często irracjonalnych, działań.
Obecnie ma 20 lat. Postanowił, że akcję wypleniania zła z tego świata rozpocznie od stolicy. Stoi przed bramą Vyzimy żądny chwały i sławy. Za chwilę, pełen dumy, nadziei i niepokoju wkroczy do miasta. Za chwilę. Teraz opróżnia pęcherz...
Umiejętności:
Nie powiem - koncepcja postaci bardzo mnie zaciekawiła. Jakaś odmiana od ciągłych wojowników i łuczników. Szkoda tylko, że każdy wybiera sobie wiedźmińskie znaki - czyżby u Sapkowskiego były one aż tak reklamowane? Za trzeci skill dam "aktorstwo (imo najlepiej pasuje) - będziesz sobie musiał jakoś poradzić bez umiejętności walki bronią. Witamy wśród graczy!
No i gitara Znaki wziąłem ze względów czysto praktycznych.
Ostatnio edytowany przez khamul (2010-02-15 18:31:45)
Offline
Imię: Elia Ifrij
Rasa: elf
Majątek:
Życiorys:
Miejsce urodzenia Elii nie jest bliżej znane... Pogłosek jest wiele, lecz ile jest w ich prawdy nie wiadomo. Gdy zmienia się miejsce zamieszkania tak często, jak Elia była do tego zmuszona, zapomina się w końcu, które tak naprawdę było pierwsze. Dziewczynie jednak wcale to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, uwielbiała podróżować od czasów, można by rzec, wczesnej młodości. Chociaż być może uwielbienie to wynikało po prostu z przyzwyczajenia.
Dziewczyna wychowała się bowiem wśród wędrownej trupy kuglarzy, do której należeli także jej rodzice. Ojciec – Enatir był znakomitym łucznikiem. Potrafił bezbłędnie trafiać do wszelkiego rodzaju celów. Jego umiejętności przypadły Elii do gustu najbardziej i kiedy tylko ojciec miał czas chętnie udzielał jedynej córce lekcji łucznictwa. W zasadzie, w rodzinie Elii zamiłowanie do posługiwania się łukiem było obecne od wielu pokoleń. Zawsze znajdywał się ktoś, kto, wydawało by się, miał smykałkę do łuku we krwi. Tak też było z Elią.
Natomiast matka dziewczyny specjalizowała się w żonglerce..nożami i to bardzo ostrymi nożami. Ona była też dla dziewczyny pierwszą mentorką. Nauczyła ją ogłady i etykiety, a także wszystkiego, co młoda Elia powinna wiedzieć o życiu.
Co do pozostałych członków trupy można powiedzieć tyle, że każdy z nich posiadał umiejętności związane z jakąś bronią. Ale któż by się temu dziwił. Złodziei na tym świecie nie brakuje, to i obronić się trzeba umieć, a przy okazji podszkolić umiejętności w praktyce. Dla Elii było to niezwykle przydatne, gdyż tym samym nabierała obycia z łukiem.
Z czasem jednak, życie jakie dotąd wiodła Elia przestało się jej podobać. Coraz częściej wymykała się gdzieś bez słowa na całe dnie, a nawet noce. Co tu dużo mówić, była po prostu ciekawa świata, żądna jakiejś przygody, chciała poznać kogoś nowego. Jednak mimo wszystko była nadal jeszcze bardzo młoda i naiwna, na szczęście sama również zdawała sobie z tego sprawę. Dlatego zdecydowała, że opuści rodziców, gdy zatrzymają się w jakimś większym mieście, by mogła szybko podjąć jakąś pracę i mieć za co się utrzymać. O dziwo nikt tych planów nie negował. Chyba wszyscy wiedzieli, że Elia jest ambitną osobą, że w jakiś sposób na pewno sobie poradzi i że najlepiej wykorzysta nauki przekazane jej przez rodziców.
W niecały miesiąc później Elia rozpoczęła własne życie w stolicy Temerii – Wyzimie.
Umiejętności:
Offline
Imię: Edvin van Hallenrod
Rasa: Człowiek
Majątek:
Życiorys: Edvin van Hallenrod, mimo nilfgaardzkiego nazwiska nie urodził się w owym kraju, a być może nawet stamtąd nie pochodził. Urodził się w powszechnie uważanym za stolicę świata Novigradzie. Ojciec był kowalem, matka zaś zajmowała się domem. Ze względu na brak rodzeństwa rodzina van Hallenrodów prowadziła szczęśliwe i dostatnie życie – wynikało to również z pewnych biznesowych talentów ojca. Zdawało się, że pieniądze kochał na równi ze swoją rodziną, co szczerze powiedziawszy zbytnio jej nie przeszkadzało. Przyjaciele van Hallenrodów mawiali, że nazwisko zostało wymyślone przez starego, coby wyróżniać się z tłumu innych rzemieślników. Biorąc pod uwagę inne sposoby na dobry utarg, takie jak kłamstwa o życiu na skraju nędzy, hordzie dzieci do wykarmienia i umierającej rodzinie – mogła to być prawda.
W takim też ciekawym klimacie dorastał Edvin i trzeba przyznać- sporo swych dzisiejszych umiejętności zawdzięcza dorastaniu przy boku chciwego ojca. Matka również odegrała ważną rolę w jego życiu- od najmłodszych lat uczyła go etykiety, a także nieświadomie aktorstwa. Sceny matki, która sztucznym płaczem wyłudzała od ojca pieniądze na coraz to modniejsze ubrania, czy też udawana radość na widok „przyjaciół z wyższych sfer” zrobiły z Edvina niezłego aktora. Do tego wszystkiego chłopak już w wieku 13-14 lat zwracał na siebie uwagę starszych dziewcząt, ze względu na swój wrodzony – lub też wyuczony urok. Był przystojny, błyszczał inteligencją i zadawał się tylko z potomstwem novigradzkiej szlachty, co również dało wywyższało go na tle innych. Właśnie w tym okresie pojawił się fisstech – ulubiona używka bogatej gówniarzerii, od której Edvin nigdy się nie uwolnił.
Rodzice starali się jak najszybciej wypchać młodego aktora z domu, coby mieć cięższą sakwę. W wieku 17 lat młody van Hallenrod z radością opuścił rodziców. Prawie rok pomieszkiwał u kolegów lub uwiedzionych właśnie na tę potrzebę kobiet. Pieniądze bez problemu zdobywał na oszukiwanej grze w karty, czy w kości, na pozór niezauważalnym kradzieżom w domach, w których pomieszkiwał albo drobnym szantażom – sporo dam, z którymi się spotykał nie miały chęci, by owe schadzki wyszły na jaw.
W wieku 20 lat dzięki plotkarskiemu towarzystwu w jakim się obracał został dostrzeżony przez organizację przestępczą, rezydującą w gospodzie „Abstynent”. Zajmowała się kradzieżami, szantażami, przemytem, handlem fisstechem – ogółem wszystkim, czym zajmują się typowe bandyckie grupy. Jako doświadczony oszust spisywał się tam znakomicie w niemalże każdej gałęzi działalności grupy. Nie obyło się też bez nowych umiejętności – dzięki przebywaniu w towarzystwie takowych rzezimieszków Edvin wyuczył się całkiem nieźle machania i dźgania sztyletem, co niejednokrotnie mu się przydało. Mimo swej skrupulatności w kradzieży fisstechu po roku działalności został przyuważony. Banda nasłanych przez szefa bandytów spróbowała go złapać, ale dzięki sprawnemu uchu usłyszał rozmowy oprychów otaczających magazyn z narkotykiem. Wiedząc, że nie ma nic do stracenia porwał co wpadło mu w dłonie – jakiś dziwaczny sztylet, nieco pieniędzy i oczywiście sporą działkę fisstechu. Sprawna i cicha ucieczka przez okno rozpoczęła wędrówkę Edvina. Po ucieczce z Novigradu szwendał się po Redanii i Temerii, zajmując się tym co dotychczas- sprawnym zdobywaniem pieniędzy, fisstechem, alkoholem i kobietami. Po paru miesiącach zawędrował do Wyzimy, gdzie miał nadzieję kontynuować swe radosne, hulaszcze życie.
Umiejętności:
Widzę, że niedługo będziemy mogli z graczy stworzyć niezłą siatkę szpiegowską xP Temerii brakuje dobrego wywiadu, więc może warto iść w tę stronę? Zgłoszenie przyjęte, 3 skill dany - witamy wśród graczy
Pzdr, Problem
Ale mam radochę!
Ostatnio edytowany przez Twarozek (2010-02-18 11:08:18)
Offline
Nowy użytkownik
Imię: Rendav
Rasa: Człowiek
Majątek:
- Sztylet, przeznaczony raczej do pchnięć, o cienkim, długim ostrzu.
- Ubrania podróżne, trochę przechodzone i za duże, nie licząc mocnych butów.
- Gęsie pióro, flaszeczka atramentu
- Kilka różnych map i „traktatów”
- 15 orenów,
Życiorys: - E! Ty! Karczmarz! Piwa daj tu trochę, bo tego co opowiada ten młokos nie da się na trzeźwo. Więc powiadasz, że się karwasz mać Rendav zwierz się, tak? Ja coś Ci powiem smarku. Zwierz to żyje w lesie, a nie się nazywa. W łepetynę nie raz dostałem, ale karwasz mać nigdy jeszcze, żem gadającego jelenia nie widział. Ale nic dziwnego żeś głupi karwasz mać. W końcu Redańczyk! Głupi. PO KRÓLU GŁUPI, karwasz mać.
No ale dawaj, opowiadaj, karwasz mać, co żeś tam robił w tej, pfi, Redani. Co? CO? Traktaty, żeś tłumaczył? Na chłopski? BUAHAHAHA! O rzesz ty w mordę. Słyszeliście chłopaki? To mamidło „traktaty” tłumaczyło. Na chłopski, ja nie mogę, karwasz mać. No i co nam jeszcze powiesz? Dawno się tak nie uśmiałem. W Oxenfurcie studiowałeś? BUAHAHAHA! W Oxenfurcie traktaty na chłopski tłumaczyłeś. Ja nie mogę! Na błazna się nadajesz! Nawet bard Jaskier tak nie pierdolił.
Kasy żeś ,karwasz mać, potrzebował? Na czesne mamusia nie dała? Co? Na zarazę zmarła, jak rzesz, karwasz mać na studia poszedł? A tatuś co? Pewnie po pijaku zdycha. Komando wiewiórek go rozstrzelało? Współczuję, współczuję. Ale chłopy! BUAHAHAHAHA! „Traktaty” na chłopski. Karwasz mać!
Co żeś powiedział? CO ŻEŚ RZEKŁ! Odwołaj to smarkaczu, właź pod stół i to odszczekaj! Co to ma znaczyć! Jak to, że karwasz mać, na krasnoludki to nawet z chłopskiego się nie da! Nie obchodzi mnie karwasz mać co było godzinę temu! W końcu to Ciebie ten czarodzieja gonił! Co z tego, że miał mnie przysmażyć! Co z tego, że się potkłeś i Ci toporek wyleciał z łapsk, prosto w jego rzyć! Karwasz mać, odszczekaj to! Nie obchodzi mnie, że cię gonił! Nie obchodzi czego chciał! NO MÓWIĘ, ŻE MNIE NIE OBCHODZI, TO MI NIE PIERDOL, ŻE JAK SIĘ WKÓRZYSZ TO KARCZMA W PŁOMIENICH STAJE, ŻE GONIŁ CIĘ DLATEGO, ŻE CIĘ DO TEJ MAGICZNEJ BURDY CHCIAŁ ZACIĄGNĄĆ!
KARWASZ MAĆ! ZA WIELE TEGO! RŻYĆ Z TEGO, ŻE WSZYSCY CHCĄ KRASNOLUDZKICH KOBIET!? –
Odgłos łamanego nosa i uderzenia głowy o belkę nośną, a następnie o podłogę.
- Karwasz mać, dowcipniś się znalazł! –
- E! Ty! Karwasz maciu! Broda Ci się fajczy.
Umiejętności:
Offline
Imię: Edgard "Rejtan"
Rasa: Człowiek
Majątek:
Życiorys: Rejtan, urodził się w małej, malowniczej wsi położonej na skraju lasu, czerpiącej zarobki z uprawy zboża oraz z wycinki drzew. Rzeka która płynęła nieopodal podobno mieniła się różnymi odcieniami i błyskami, przyjmując promienie słonecznie i barwiąc się na złoto. Posiadali też duży młyn na wzgórzu, którego mąkę przerabiano w pobliskiej piekarni na świeży, pachnący chleb. Gospodarstwo Rejtana było także rozwinięte, mieli parę zagród i stodołę - trzodę chlewną, kury oraz parę krów. Powodziło im się tam świetnie, a atmosfera domu była ciepła i wesoła... Wieczorami siadali z rodzeństwem przy kominku, a ojciec paląc fajkę opowiadał opowieści, starszy brat przygrywał na lutni, a mama piekła naprawdę wyborne ciasto - wszystkiego było pod dostatkiem... A przynajmniej tak to sobie rozplanował, gdy po powrocie zastał zamiast rodzimej wioski zgliszcza, ogień i śmierć. Nie było tutaj nic - wszystko przepadło, niczym w ogromnej otchłani zatopione prędko i nie mogące się wydostać. Zniszczenie przyniosło tutaj obfite łowy i zebrało je niczym świeży plon, którego nigdy nie widział. Chciałby płakać, ale nie wiedział, za czym... Przecież nigdy tego miejsca wcześniej nie widział. Chciałby chociaż napić się tutejszej wody, która podobno płynęła z promieniami słonecznymi, ale suche, wyschnięte koryto z popękanym dnem, na którym widniały jeszcze suche, bordowe, krwawe smugi nie pozwalało na to. Nie pozwolili mu na szczęście... - Wprawdzie... Nie było tu tak pięknie Edgardzie... Czasami bywa i tak, że ktoś napada na wioskę i ją plądruję... To się zdarza.... - siwy starzec z niedbale, aczkolwiek sumiennie ścięta brodą w postaci parodniowego zarostu oparł się swą laską o twardą posadzkę spalonego domu, próbując pocieszyć swojego wnuka, rozglądając się swoim jedynym okiem po zniszczonej izbie i znakach masakry, która rozegrała się wewnątrz. Sędziwa, przyjemna i wywołująca lekki smutek twarz z mimowolnym uśmiechem oraz zatroskanym obliczem nie pasowała do krępego, wysokiego ciała o lekko pogarbionych w tej chwili plecach, na których wisiała mandola skrzyżowana z kuszą... - Prosiłem Cię, abyś mnie tak nie nazywał... Od ponad dwudziestu lat znany mi jestem jako Rejtan... I nie chcę tego zmieniać... - młodzieniec rozejrzał się po raz następny z kamiennym wyrazem twarzy po izbie, rzuciwszy okiem na dwa spalone ciała leżące w kącie, po czym bez słowa odwrócił się i wyszedł zaciskając obie dłonie w pięści...
-Nie dość Ci, że gdy wyruszałem z Tobą w podróż, to ufałem Ci jak nikomu innemu, chociaż nie miałem świadomości, czym jest zaufanie? Nigdy nie myślałem, że nasza wyprawa zakończy się tak późno, a zbyt późno na to, byśmy wrócili do tej wioski... - Rejtan siedział skulony trochę na powozie, przerywając nagłe milczenie, gdy odjeżdżali od spalonych gospodarstw, rumowisk i zgliszcz - Prawie całe moje życie spędziłem wtórując Ci swym śpiewem, pomocną dłonią i podczas burd gdy podróżowaliśmy przez wszystkie gospody i karczmy... Najlepsze było gdy w "Gospodzie pod Kulawym Żołdakiem" założyliśmy się o 30 orenów z jakimś właścicielem tamtejszych ziem, że pięć razy pod rząd trafię z odległości w podrzucane, drewniane talerze... Pamiętam jego minę... - nastrój mężczyzny zmienił się znacząco przez chwilę wywodów i monologu wobec przeszłości. Spędził dużo czasu zakładając się, oraz strzegąc swego dziadka od rozbójników, chcących pomsty za przegrane zakłady, gry w kości, karty czy zawody w piciu... Zachęcony gardłowym pomrukiem aprobaty woźnicy, który na plecach targał swoją kuszę Rejtan kontynuował - Ile miałem wtedy lat, kiedy schwytaliśmy tego "Iwana Czarnego"? Dwanaście? Ha! To się nazywa refleks nożownika... Rafale! - tutaj skierował głowę w drugą stronę, w głąb wozu, w kierunku drzemiącego, średniego wzrostu jegomościa o brzuchu piwnym i tęgiej posturze, lecz mającego krzepę w dłoniach, co widać było po dwuręcznym toporze który nosił u boku. Ten tylko podniósł się nieznacznie, podając bez słowa Rejtanowi resztki gorzałki z bukłaka - Ale ja nie... A zresztą, śpij dalej, jeśli taka Twoja wola... Dziadku, a teraz gdzie jest nasz kolejny cel podróży? Dalej będziemy wędrować po gospodach i karczmach? Czy może spełnimy to swoje dalekie marzenie o gospodarstwie i chacie nad brzegiem jeziora? Dziadku? Hej... Elemirze do cholery! - starzec przechylił się nieznacznie w bok, jakby próbując usłyszeć uchem słowa Rejtana, po czym bardziej skręcając się w bok, opadł na siedzenie i stoczył się z wolno jadącego wozu, ze strzałą w klatce piersiowej. Otwarte oczy Rejtana, nagłe poruszenie na wozie i jego okrzyk obudziły Rafała, który, wstając niczym ospały niedźwiedź, próbując wyskoczyć tuż za młodszym towarzyszem, został ugodzony kolejną strzałą...
Rejtan wygramolił się z pobliskich krzaków, parę minut temu susząc jeszcze ubrania niedaleko pobliskiej rzeki. Rzucił okiem na wóz, po czym rozejrzał się po nim widząc, że ciała zostały nienaruszone za pomocą ostrza lub strzał, lecz spalone doszczętnie w czarny proch jedynie udający sylwetkę ludzką. W wozie nie było ani śladu dobytku, jedynie sakwa którą trzymał przy pasie, wywabi go od śmierci głodowej... Beczki z piwem, towarami i jedzeniem zostały zrabowane... Pochylił się nad jednym z ciał, które najwidoczniej należało do starca... Chciałby płakać, lecz płakał przez chwilę, chociaż wiedział, że nie wypada. Gdy zmrok zapadał zapalono ognie i latarnie, w oddali zobaczył światła gospody, która miała się stać ich najbliższym postojem. Rejtan podwinął rękawy, otarł przedramieniem twarz wycierając łzy, po czym dumnym, poważnym krokiem ruszył przed siebie trzymając jedną dłoń na rękojeści szabli... Jam Pan wielki... Wilhelm... Wilhelm Wilk, niech wiedzą, żem ja pan niedalekiego gospodarstwa, na pewno przychylniej się zachowają... A potem? A potem Rejtan dalej w świat idzie... Szkoda jeno, że konie zrabowane...
Umiejętności:
Ja, Wujcio, dołączam Cię do listy graczy, choć nie wiem czy nadal odwiedzasz.
Oto Twoje umiejętności:
Rzucanie nożami lvl. 2
Refleks lvl. 2
Ostatnio edytowany przez Seraphin (2011-01-26 15:10:12)
Offline